niedziela, 24 grudnia 2017

Czekoladowy blues - świąteczny bonus do "Nie zasypiaj"


Hej internecie!

Dzisiaj dość niecodzienny post, ponieważ wrzucam tutaj świąteczny bonus do mojej książki - "Nie zasypiaj" pisanej na Wattpadzie z najszczerszymi życzeniami pod koniec!




Tekst ma się nijak do historii, więc nawet jeśli nie czytałeś/aś książki, to nie ma to znaczenia, ponieważ nie ma w tym bonusie nawiązań do całej (bogatej) historii. (do poznania której serdecznie zapraszam tak btw)

Mój wattpad:

KLIKNIJ TUTAJ

A więc Ho Ho No!
Zapraszam do lektury!


- ...  drogi są nieprzejezdne w całym hrabstwie South East, ruch samolotowy również został wstrzymany w całym kraju z powodu obfitych opadów śniegu, jakiego Anglia nie widziała od dobrych kilkunastu lat...
Wyjrzałam od niechcenia za okno, szukając potwierdzenia słów reportera z telewizji i, możliwe, że po raz pierwszy, nie zawiodłam się, ponieważ za oknem było dokładnie to, co opisywali w telewizji. Milion płatków śniegu tańczących w świetle ledwo widocznych przez zamieć lamp ulicznych dekorowało okolicę na biało w niesamowitych ilościach. Uśmiechnęłam się pod nosem z powodu uświadomienia sobie stopnia niedorzeczności minionego roku. Całe życie czekałam na prawdziwe białe święta, przyjaźń, ciepło, poczucie czegokolwiek... A doczekałam się ich właśnie tutaj.
Podciągnęłam pod siebie nogi, okrywając się szczelniej kocem. Mimo że siedziałam na kanapie tuż przed rozpalonym kominkiem w ogromnym za dużym swetrze i najbardziej puchatych i niedorzecznych skarpetkach w renifery, jakie kiedykolwiek można by było zdobyć, to potrzebowałam więcej ciepła. Z drugiej strony może mojemu organizmowi chodziło o ochronę przed potencjalnymi włamywaczami, skoro, aktualnie, byłam w domu sama. Koc był przecież idealną tarczą przed wszystkim, co złe. Wszyscy o tym doskonale wiemy. Dorota, Tom, Felix i Lizzy pojechali obejrzeć po raz ostatni dom, który mieli oddawać do zamieszkania tuż po świętach. Chcieli dopilnować, żeby wszystko było w idealnym porządku, a ja nie chciałam wynurzać nosa zza krawędzi ciepłego wnętrza. Ponownie wyjrzałam za okno. Dawno nie widziałam tyle śniegu.
Sięgnęłam po telefon, aby zadzwonić do Doroty, ponieważ strasznie martwiłam się o to, jak dadzą radę tu dziś dotrzeć.
Ding dong. 
Kiedy tylko wybrałam numer i przyłożyłam telefon do ucha z nadzieją, że zasięg tym razem nie zawiedzie, głośny dźwięk dzwonka do drzwi wypełnił cały przedpokój, powodując, że ze strachu, o mało co nie wypuściłam telefonu i okrzyku przerażenia ze swojego gardła. Powoli podniosłam się z kanapy, opuszczając koc z ramion, dalej próbując dodzwonić się do blondynki, chwytając po drodze  jedną z figurek świątecznych, którą wyjęłam z pudeł przyniesionych przez Felixa i Toma z piwnicy w celu udekorowania choinki, którą mieli ze sobą przywieźć.
Przepraszamy abonent jest tymczasowo niedostępny..- 
- Cholera. 
Drżącymi dłońmi odłożyłam telefon na szafce tuż przy drzwiach.
Ding dong. 
 Przełknęłam głośno ślinę, zaciskając pięści na porcelanowym aniołku. Starałam się wspiąć jak najwyżej mogłam na palce, opierając o drzwi, aby spojrzeć przez wizjer, jednak nawet wtedy do niego nie dosięgałam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jakich wielkich rozmiarów są.
Dom architektów. Prychnęłam pod nosem z dezaprobatą.
Już miałam odchodzić, żeby postarać się zobaczyć czy da się cokolwiek dojrzeć w tej wichurze przez chociażby okno, które było tuż obok drzwi, kiedy nagle usłyszałam chrzęst zamka i szarpnięcie w celu otworzenia drzwi, co spowodowało, że straciłam równowagę. 
To koniec. Nadzieję się wprost na nóż, który pewnie przy sobie mają, to koniec. Zamknęłam oczy, gotowa na swój banalny i tak żałosny koniec.
- HUH?! 
Czy to możliwe, że nic nie czuję innego bólu poza tym niesamowitym chłodem przedostającym się przez dziury w swetrze?
  Po chwili dotarło do mnie, że na swojej klatce piersiowej i pod jednym z ramion trzymają mnie dłonie osoby, która, oszołomiona praktycznie w takim samym stopniu jak ja, starała się zapobiec naszemu upadkowi.
Spojrzałam w górę, odrywając się od płaszcza mojego wybawiciela lub wybawicielki, w celu zorientowania się, kto jest na tyle ważny, żeby mieć klucz fortecy należącej do Felixa i Lizzy.  W świetle zewnętrznych lamp i lampek świątecznych dostrzegłam nazbyt znajomą twarz, która również była zszokowana tym, że to akurat mnie tutaj zastaje. 
- XAVERY?! 
- Elena?!
I wszystko jasne. On przecież ma klucz do ich domu, to przecież logiczne. Jego wzrok spoczął na aniołku, którego dalej mocno trzymałam w pięści.
- Co ty?... - Szatyn starał się coś wydukać, nadal trzymając mnie nieumyślnie i dość nieudolnie w pionie. 
Natychmiastowo wszystko we mnie zawrzało i ponownie odzyskałam wszystkie zmysły, aby zorientować się, że jego ręka znajduje się...
Gilles, zboczony kosmito, puść mojego cycka, bo rozerwę Ci gardło własnymi zębami! - Jak oparzony pomógł mi stanąć o własnych siłach. Otrzepałam się z płatków, które zdążyły osiąść na moich włosach i ubraniach przez tą krótką chwilę, która wydawała się być wiecznością. Chłopak przemieścił wzrok w lewo, wzdychając lekko zirytowany, lecz na jego twarzy można było zobaczyć pewne czerwone przebarwienia.
To wstyd czy po prostu zimno? Naukowcy nie mogą na ten czas odpowiedzieć. 
 - Jakby było jeszcze co dotykać, pf.   - Wymamrotał w tym samym czasie, w którym miałam się go zapytać- Co ty tu tak właściwie ro-... Słucham?! XAVERY PRZYSIĘGAM, ŻE JAK CI ZARAZ PIER...-
Nagle zza jego pleców wyłoniła się mała chichocząca czupryna włosów. 
Kaspian?
- ...nika kawałek dam, to zjesz go z rozkoszą. - Wysyczałam, posyłając mu gniewne spojrzenie, wyciągając natomiast ręce w stronę Kaspiana, który tylko na to czekał, przytulając się do moich nóg. Ręką zawędrowałam do jego twarzy, aby go pogładzić,  i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo zimne ma policzki.
- Wejdźcie, bo jest strasznie zimno. 
Pomagałam Kaspianowi ściągnąć jego ubranie, gdy Xavery robił to samo ze swoim płaszczem, po czym po chwili jego wzrok utknął na mojej osobie. 
- Dlaczego stałaś oparta o drzwi i po co Ci ta figurka? - Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dalej kurczowo trzymam ją w rękach. - Serio chciałaś mnie zabić? - Wyciągnął ją z moich dłoni, rozluźniając mój uścisk, powodując że nasze skóry znowu wytworzyły ten dziwny prąd. 
- Byłam przygotowana na atak jakichś włamywaczy, yeti czy czegoś... Sama nie wiem. - Odparłam obrażona, pocierając o siebie ręce, nie patrząc na jego twarz. W tym momencie zorientowałam się, że mój plan miał kilka poważnych luk.
- A co zamierzałaś zrobić prawdziwemu włamywaczowi? - prychnął pod nosem. - Unicestwić go mocą Jezusa przemawiającą przez tę figurkę?
- Pieprz się, Gilles. - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby tak cicho, żeby Kaspian nas nie usłyszał. Szatyn tylko się roześmiał, na co ja wywróciłam oczami.
- Chcecie coś ciepłego do picia? 
- Czekolada! - Spojrzałam na burzę roztargnionych włosów mierzącą niecały metr i jego iskry podekscytowania w granatowych oczach, kiedy wspomniał o ulubionym przysmaku. Podniosłam jedną brew, patrząc na Xaverego, oczekując jego odpowiedzi. 
- Zrobimy czekoladę. Taką jak zawsze, co nie, Młody? - Młodszy z braci energicznie pokiwał głową, ukazując najradośniejszy rząd białych ząbków. Szatyn wziął brata na ręce, robiąc z niego żywy samolot, transportując go w ten sposób na kanapę, aby za chwilę włączyć mu bajki. 
Ja natomiast udałam się do kuchni w poszukiwaniu czekolady, którą moglibyśmy mu rozrobić. Wspięłam się na palce, przeszukując wyższe szafki w nadziei na znalezienie czegokolwiek przypominającego konsystencją przysmak młodszego z braci, za którym nie do końca przepadałam. 
Dlaczego ten dom był tak cholernie wysoki?
- Może ja zobaczę, pozwolisz? - Chłopak jak duch znalazł się tuż za moimi plecami, wywołując dziwny paraliż moich kończyn.
W normalnej sytuacji nie pozwoliłabym mu wyręczyć mnie w czymkolwiek, jednak, bądźmy szczerzy. Byliśmy w kuchni. Miejscu, w którym całe moje zdolności funkcjonowania traciły moc, sprawiając, że nie potrafiłam zrobić samodzielnie nic. Piekarnik, kuchenka, durszlak i inne alchemiczne przyrządy jak dementor wysysały ze mnie wszelką możliwość poprawnego działania jako człowiek. Nie wspominając już o obecności Gilles'a, która zawsze działała na mnie jak płachta na byka.
Powoli się wycofałam, siadając na blacie i obserwując, jak zielonooki po kolei łączy ze sobą gorzką czekoladę, cynamon, mleko i bitą śmietanę z piankami w przepięknie pachnącą miksturę. Wpadłam w trans, obserwując każdy jego ruch, dopiero po sekundzie zauważając, że przygląda mi się z szerokim uśmiechem. Automatycznie odwróciłam wzrok w stronę lodówki, ignorując jego krótki chichot. 
- I czego się tak szczerzysz jak mysz do sera, co?
- Ja? Nie, nic. Zupełnie nic. 
- Jesteś cholernie dziwny, Gilles.
- Nawzajem, Rewalski - odparł wymijająco, wywracając oczyma, przenosząc gorący garnek słodkości na deskę, którą mu wcześniej wyciągnęłam.
- Co wy tu w ogóle robicie? 
- Aiden nas tu wysłał, abyśmy Ci towarzyszyli, żebyś nie była tutaj sama, bo dzisiaj tutaj nie dotrą. Ta pogoda i w ogóle. - Machnął ręką w stronę okna, mieszając płyn.
- Czekaj, czekaj. - Wstrząsnęłam głową w niezrozumieniu. - Co masz na myśli mówiąc, że przez śnieg nie wrócą dzisiaj z tych przedświątecznych targów?
- Ja wiem, że to nie jest twoje spełnienie marzeń, kotku, moje jeszcze też nie, ale... - 
- "Jeszcze"?
- No cóż, potrafisz być irytująca, Eleno - przysunął się w moją stronę z tym głupim uśmiechem przyklejonym do tej perfekcyjnej twarzy. 
- JA POTRAFIĘ BYĆ IRYTUJĄCA? - Ten chłopak zdecydowanie potrafił podnieść ciśnienie. - Przyganiał kocioł garnkowi, ty w rankingu irytowania mnie jesteś chyba na najwyższej pozycji! To nie ja mam humorki gorsze niż...- HA?!
W tym momencie ten skretyniały idiota włożył mi łyżkę z odrobiną płynu do ust, powodując, że prawię się zakrztusiłam, odkaszlując co chwilę. Niestety, chociaż chciałam mu ten płyn plunąć w twarz, to nie mogłam tego zrobić z jednego oczywistego powodu.
To było niesamowite. Jak wielkim dupkiem jest, tak nie mogę mu odmówić tego, że potrafił gotować. Piekielnie dobrze gotować. 
  Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi, powodując, że prawie spadłam z blatu, a chłopak o mały włos nie rozlał roztworu po całej kuchni. 
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia, po których mogłam wywnioskować, że były praktycznie w takim samym stopniu przerażone. Automatycznie zerwaliśmy się ze swoich miejsc, żeby podejść do drzwi. W ostatniej chwili pochwyciłam wcześniej wspominaną figurkę.
- Serio? - Chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem. - Z tą mocą Jezusa, to żartowałem. On się jeszcze nawet nie urodził.
- Zamknij się, Gilles, bo jak Cię zaraz uszkodzę, to zobaczysz jego Ojca, ale już w niebie. - Wywrócił oczami, starając się ukryć uśmiech za maską zirytowania.
- Cofnij się. - Odsunął mnie jedną dłonią od drzwi, otwierając zamek i gwałtownie otwierając drzwi, za którymi zobaczyliśmy... jodłę?
- Co do... - Szatyn stanął w takim samym osłupieniu jak ja. Niespodziewanie zza drzewa z lewej strony wyłoniła się bordowa czapka, częściowo przykrywająca blond włosy osoby starającej się utrzymać roślinę w pionie.
- Gilles?! - Blondyn puścił drzewo, wychodząc mu naprzeciw, zaskoczony widokiem szatyna.
- TRISTAN, JAK MOJĄ LISTĘ SUBSKRYPCJI NA YOUTUBE KOCHAM, JAK ZARAZ TEGO PONOWNIE NIE CHWYCISZ TO WSADZĘ CI TĘ JODŁĘ W DUPĘ WRAZ Z IGŁAMI, KTÓRE TERAZ WBIJAJĄ MI SIĘ W TWARZ!
- Rust? - zaśmiałam się zza pleców Xaverego, nie bardzo wiedząc, co się właściwie dzieje. 
- Elena?!
- GWIAZDKO! - Dopiero teraz, gdy nie było potencjalnego zagrożenia, Xavery umożliwił mi przejście przez framugę drzwi, co wcześniej uniemożliwiała jego sylwetka. 
- Co wy tu robicie? - zapytałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który znalazł się na mpich ustach.
- Dostawa choinkowa dla państwa Ravenles. - Tristan ukłonił się, wyszczerzając w moim kierunku rząd bielutkich zębów. - Plus, dalej ten staruszek nie da rady przejechać. Zaspy mają już pół metra śniegu, całe wybrzeże jest tak zasypane. - Wskazał palcem w stronę swojego starego jeepa, który aktualnie wyglądał jak ogromna śnieżna statua.
- To świetnie! Właśnie zrobiliśmy gorącą czekoladę, co nie, Gilles?
Xavery milczał, dalej nie pozwalając mi przekroczyć progu zimna.
- Tak, tak, też się cieszymy, że wszyscy się widzimy, ale czy możemy się pospieszyć?! Ten giglak waży więcej niż my trzej razem wzięci i zaraz mnie przygniecie, jeśli mi nie pomożecie.
- Blaise?! - Obydwoje rzuciliśmy się, aby im pomóc wciągnąć ją do środka. 
...

- Jesteś mokry, jakbyś się roztapiał. - Zaśmiałam się, kiedy Tristan jako ostatni przytulił mnie na powitanie i jego mokre kosmyki włosów dotknęły mojej szyi. Wszyscy inni już siedzieli z gorącymi kubkami pełnymi czekoladowego napoju. 
- Khe, bałwan, khe. -  Xavery nie oszczędził sobie kąśliwego komentarza, kiedy nas mijał, aby po chwili rzucić się na sofę obok, zaczarowanego wielkim drzewem, które zaraz mieliśmy ubrać, Kaspiana. 
- Przysięgam, że jak mu jebnę, to będzie miał ducha świąt głęboko w... - Spojrzałam na blondyna z przekąsem.
- Są święta. - Wyszeptałam do jego ucha, zacieśniając uścisk. - Ma być miło. 
O ironio, przecież nie powiem mu, że przed ich przyjściem do naszego domu robiłam to samo, co on teraz.
- Dla niektórych warto się roztopić. - Powiedział łagodnie, zrozumiawszy moje spojrzenie w pełni, udając się w stronę pudełek z ozdobami, aby przenieść je bliżej.
- O. Mfój. Bfoże. Czfy ty naprawfdę zacytowfałeś właśnie Olafa? Sferio? - Rust nie mógł powstrzymać śmiechu. Czerwonowłosy nie bawił się w pianki w czekoladzie, od razu wziął całą paczkę, wypełniając nią buzię. Spojrzałam na jego swetwr i nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Czarny sweter z wyszytym na środku "Ho Ho Homo" ujął moje całe serce, rozsmieszając do łez.
- Nie mówi się z pełną buzią, Rust - blondyn westchnął, wyjmując ostrożnie kolejne ozdoby z pudełek, aby wyjąć je na stół. 
- Pfowfiedział, co wiedział. Z bfuzią pfełną języka z jadfem też nie pfowinno, a jedfnak zawfsze się odzywfasz, Tłistusiu.  - Wystawił mu język, przytulając mocniej paczkę pianek, wkładając jeszcze większą ilość do buzi, sprawiając, że wyglądał jak chomik. 
- To było dobre, Rust, haj fajf!
Czy ja się przesłyszałam?
Xavery wyciągnął dłoń w stronę Rusta, który, mój Boże, w tym momencie wyglądał jakby cud świąteczny dorwał  go nawiedził od stóp do głów. Zaczął się krztusić piankami, wytrzeszczając oczy w stronę Xaverego, który siedział na kanapie tuż nad nim, wpół leżącym przed kominkiem z wyciągniętą w jego stronę dłonią. Po chwili można było usłyszeć klaśnięcie skór, kiedy ich ręce się zderzyły.
- Już nigdy nie umyję tej ręki. - Czerwonowłosy przewrócił się na plecy, jedną rękę trzymając w górze,  drugą trzymając paczkę pianek. 
- Zdrajca. - Wysyczał Tristan w stronę różnookiego, trzymając  wspinającemu się Blaise'owi drabinę przyniesioną wcześniej przez Gilles'a, aby mógł zacząć zakładać światełka.
- Okej, więc, jak sądzę już nigdy więcej Cię nie dotknę, bo higiena jest ważna. Prawda, Kaspian? - Zielonooki roześmiał się lekko zakłopotany, naciągając na siebie koc, zerkając to na mnie, to na Rusta, który automatycznie zrobił się czerwony nie tylko na włosach, lecz również na twarzy. Młodszy z Gilles'ów energetycznie pokiwał głową powoli siorbiąc swoją już mniej ciepłą czekoladę przez słomkę, w transie oglądając świąteczny epizod jakiejś bajki. 
- Nie nie, będę ją mył milion razy dziennie! Dotykaj mnie kiedy tylko chcesz! - Różnooki podniósł się do pozycji siedzenia na kolanach, szczerząc się jak głupi, ponieważ pianki już nie egzystowały we wnętrzu jego policzków.  
- Rust, jesteś... - Spojrzałam na Tristana prosząco, wydymając wargę, żeby przypomnieć mu o tym, że ma być miło. -... idiotą, ale moim ulubionym idiotą. - Niebieskooki mrugnął do mnie, na co ja wywróciłam oczyma i rzuciłam mu złotym łańcuchem w twarz, śmiejąc się gdy złapał go w zęby, a następnie zarzucił go na mnie i przyciągnął mnie nim do siebie za szyję, następnie robiąc z niego szal. 
- Dlaczego nie włączymy jakieś świątecznej muzyki do tego dekorowania? Co z wami? - Nagle znikąd pomiędzy nami znalazł się zirytowany zielonooki, który zerwał się do dekorowania choinki. - Eleno, podałabyś mi ten dłuższy złoty łańcuch? - Spojrzałam na szatyna z niezrozumieniem, a blondyn ze złością, kiedy zarzuciłam mu łańcuch na szyję, sięgając po ten dłuższy dla Xaverego. - Dziękuję. - Podałam mu go, uśmiechając się niewinnie, widząc złość na jego twarzy. 
To będzie długi wieczór.
...
- Dobra, została nam ostatnia rzecz do zrobienia, jeśli chodzi o tę choinkę. - Wsparłam ręce na biodrach, uprzednio podciągnąwszy rękawy swetra. Troszeczkę się rozgrzałam, kiedy wraz z chłopakami lataliśmy dookoła choinki, zapełniając wszystkie miejsca bombkami i innymi świątecznymi ozdobami. W końcu oddaliłam się troszkę i spojrzałam na to, co zrobiliśmy. Fala ciepła rozlała się po moim wnętrzu.
Było pięknie.
- Gwiazda czy czubek? - zapytał się blondyn, który wyczerpany lataniem pod sufitem, aby powiesić bombki tam, gdzie ich brakowało, położył się pokonany na kanapie.  
- Serio? Naprawdę poddajemy to pod dyskusję? Bez urazy, ale myślę, że w tym domu już znajduje się wystarczająco dużo czubków. Zdecydowanie gwiazda. - Rust przechwycił z jego ręki wybrany przedmiot i ruszył w stronę choinki. - Poza tym, sądzę, że ten mały aniołek powinien to tam umieścić. - Chłopak wskazał palcem w stronę Kaspiana, który zaczął bawić się z Tristanem.
- Jestem za. - Odparłam z uśmiechem, patrząc jak po zezwoleniu Xaverego na przejęcie młodszego z braci przez czerwonowłosego, Kaspian wspiął się na jego kark z pomocą Tristana, aby umieścić gwiazdę na szczycie choinki.
...

- Te ciastka są wyśmienite, cieszę się, że Dorota i Lizzy zostawiły je nam po sobie! 
- Mmmm... UHMMMMMM... MHHHHHMM... - Wszyscy spojrzeliśmy pytająco na Rusta, który wydawał z siebie nieodgadnione dźwięki. - Przepraszam, chyba mam orgazm, zaraz do was wrócę. 
- Ten gość, przysięgam... - Blaise roześmiał się, powodując, że wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Było oficjalnie po północy i to znaczyło, że mieliśmy już Wigilię. Śnieg dalej sypał, powodując powstanie prawie metrowej zaspy za oknem, dlatego zgodnie zdecydowaliśmy, że nie wypuścimy chłopaków w taką pogodę na zewnątrz. Kaspian już od jakiejś godziny spał w pokoju Xaverego, kiedy my piliśmy kolejną herbatę z rzędu. Było ich tak wiele, że straciliśmy rachubę. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Jakby tak właśnie miało być. Nawet Tristan i Xavery nie skakali sobie do gardeł, a siedzieli ramię w ramię na przeciwko mnie.
Zdecydowanie świąteczny cud.
- Okej, już wróciłem, ale, cholera, te pierniki mogłyby spowodować u mnie cukrzycę i nie miałbym nic przeciwko. - Parsknęliśmy śmiechem na, subtelną jak zwykle, uwagę czerwonowłosego, który położył się głową na moich kolanach, przyjmując pozycję, której nie potrafiłabym powtórzyć.
W poprzednim wcieleniu musiał być kotem.
- Okej. Już oficjalnie jest Wigilia i wedle polskiej tradycji, to dzisiaj się składa wszelkie życzenia, także chciałabym, póki jesteśmy tutaj wszyscy razem, złożyć je Wam. - Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moim kierunku. - Nigdy nie potrafiłam tego robić i dalej nie potrafię, dlatego mam nadzieję, że to nie będzie jakieś bardziej okropne niż powinno być. Życzę Wam przede wszystkim zdrowia i szczęścia. Prawdziwych przyjaciół, nawet jeśli będzie to jeden prawdziwy przyjaciel, z którym aktualnie nie rozmawiacie. Siły do spełniania marzeń i bycia sobą, pomimo wszelkich przeciwności losu. Czasami nawet odwagi do łamania wewnętrznych zasad, ale tylko tych, które nie zrobią nikomu krzywdy. ZWŁASZCZA NAM SAMYM.  Dużo cierpliwości do świata, który często wystawia nas na próby oraz ogrom miłości do samego siebie. Nie, żeby stać się samolubnym, egoistycznym snobem, ale żeby polubić siebie na takim poziomie, aby móc normalnie funkcjonować. To jest jedna z najważniejszych wartości.
- Wow, Gwiazdko... To było cudowne! - Rust wtulił się w moje uda, kiedy ja bawiłam się jego włosami.
- Ja życzę Wam zaparcia w dążeniu po swoje i niegasnącej motywacji, bo ciężka praca kiedyś się opłaci. Musi się opłacić. - Blaise przerwał nucenie nam "Santa baby", aby powiedzieć jedną z najważniejszych rzeczy, jakie ostatnio usłyszałam. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił dalej cicho brzdąkając melodię na gitarze Felixa.
- Kh, to chciałbym życzyć Wam tego, żebyście doceniali jeszcze bardziej obecność tych, którzy są wokół nas i pomagają nam, w nieważne jak wielki dół byśmy nie wpadli. Żebyśmy umieli cieszyć się tym życiem mimo wszystko. Żebyśmy potrafili celebrować każdą chwilę i sposobność, którą możemy dzielić z ludźmi, na których nam w głębi zależy. - Blondyn przeniósł wzrok z mojej twarzy na twarz nieświadomego Xaverego, który wzrok miał utkwiony w swoich dłoniach bawiących się kocem.
Ci dwaj, przysięgam na Boga. Tęsknią za sobą jak cholera.
- Chciałbym życzyć Wam łatwiejszego uzyskania przebaczenia i bycia wysłuchanym od początku do końca. Więcej zrozumienia, ciepła i nie oceniania książki po okładce. Więcej radości z tego, co robicie i ogromu wspomnień, które będziecie później opowiadać swoim wnukom. 
- A ja życzę Wam tego, jeśli byście mieli kiedykolwiek romans, to żeby to wyglądało tak; wy, wasz partner/partnerka no i, tylko i wyłącznie, Jezus! Wesołych Świąt!
- Wesołych Świąt.
... 
Około trzeciej nad ranem wszyscy pozasypiali. Na nogach zostałam jedynie ja i Xavery zbierający puste kubki. Robiliśmy to w milczeniu, co chwilę wymieniając spojrzenia, których nie potrafiłam do końca zrozumieć. Kiedy skończyliśmy, stanęliśmy tuż obok drzwi, skąd najlepiej można było dojrzeć wygląd całego salonu.
Przeniosłam swój wzrok w górę, aby spojrzeć na ekspresję na twarzy zielonookiego.
- Fajnie, że wbiłeś dzisiaj i że Cię przy okazji nie zabiłam, mimo że to było niespodziewane i prawdopodobne, ty zboczony kosmito.
Chłopak chwilę stał w milczeniu, jakby zastanawiając się, co ma zrobić.
Nie powinnam była tego mówić. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone.
Nagle znikąd szatyn pochylił się nade mną i pocałował mnie w czoło. Ten gest zupełnie zbił mnie z tropu i odrzuciło mnie od niego na jakiś metr. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie wiedząc dlaczego to zrobił, jednocześnie czując, jak jego ciepłe wargi spowodowały wrzenie mojej krwi.
Chłopak się roześmiał, wskazując w górę na jemiołę, którą musiał tu zawiesić...
Rust!
- Fajnie, że tak sądzisz. I jeszcze fajniej, że tu jesteś. - Uśmiechnął się do mnie, kładąc się na kanapie i poklepując miejsce obok siebie, zachęcając mnie, abym do niego dołączyła.
No tak. W naszych pokojach spali już inne ofiary świąt. Wdrapałam się na miejsce obok niego, po czym on podzielił się ze mną kocem. Nasze spojrzenia znowu powędrowały w stronę choinki.

Była najpiękniejszym drzewkiem, jakie kiedykolwiek ubrałam. Nie tylko ze względów estetycznych, ale również ze względu sposobu w jaki to robiliśmy i ludzi, którzy uczestniczyli w jej dekorowaniu.


Czułam, jak moje powieki powoli opadają ze zmęczenia, kiedy uświadomiłam sobie, że nie mogłabym być bardziej wdzięczna za ich obecność w moim życiu.
- Wesołych Świąt, Xavery.
- Wesołych Świąt, Eleno.

---------------

WESOŁYCH ŚWIĄT/NIE ŚWIĄT, LUNATYCY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz